Nie lubię psów. Zasadniczo. Psy są niebezpieczne, nieprzewidywalne, dziwnie pachną, szczekają, robią masę hałasu i kupę na środku chodnika (no, to już bardziej wina ich niefrasobliwych właścicieli...) Jeżeli wierzyć w stereotypowy podział ludzkości na "psiarzy" i "kociarzy", to ja zdecydowanie należę do zwolenników mruczenia.
W dzieciństwie moja niechęć do psów miała wręcz znamiona fobii - na widok jakiegokolwiek, nawet przyjaźnie nastawionego psa potrafiłam wykonać popisowy skok wzwyż w miejsca w ramiona rodziców. Ponoć źródła tego lęku tkwią gdzieś w wczesnodziecięcym spotkaniu twarzą w twarz z bardzo przyjaźnie nastawionym, acz trochę za dużym burkiem. Spotkanie objęte zostało litościwi tzw. amnezją dziecięcą;)
Spokojnie, teraz już sobie radzę (choć jak widzę niektóre psy nadal mam ochote na jakiś skok wzwyż...), na widok psów odczuwam tylko lekki dyskomfort. A dopuszczam do siebie tylko te naprawdę zaprzyjaźnione i "rozpoznane" (i tu pozdrowienia dla Reksia!;P)
Ale, ale! Nie oburzajcie się miłośniczki piesko! Nie jestem zatwardziałą, kocią szowinistką! Czasem jakieś psiaki podbiją moje serce. Na przykład te:

Zauroczył mnie ich łobuzerski, trochę gangsterski wdzięk:) Prawdziwe chłopaki (psiaki?) z ferajny!
Poczyniłam więc pudełeczko:




Dół pomalowany na apetyczny, czekoladowy kolor, a więc góra, do smaku, udziabdziana a la stracciatella;), do tego pieski z chusteczki, wspomożone nieco domalowanym podłożem i najprostszy z prostych napis z drukarki (wszelkie ładne esy-floresy wydawały mi się tu przesadzone) - et voila!:)
Mojemu kotu się podoba;)