... szarlotka!:)
Czyli moje ulubione ciasto, które nigdy nie smakuje tak jak o tej porze roku. Ochoty na pichcenie narobiła mi ostatnio Ika swoim
apetycznym postem, więc przy pierwszej okazji zaanektowałam kuchnię rodziców, włączyłam Norę Jones i szarlotkę upichciłam:)

Lubię to ciasto, bo jest swojsko brzydkie i "niecukierniowe". Te góry i dolinki to pozostałości po schowanych w środku jabłkach, które zdążyły w międzyczasie zamienić się w delikatny mus. Mniam!
Nie jestem kuchenną boginią, generalnie gotowanie mnie nudzi i męczy. ale wyjątek od tej reguły robię zdecydowanie dla pieczenia ciast. Dlaczego właśnie tak, nie wiem. Może dlatego, że ciasta częściej wychodzą i, jako pożywienie, które nie jest niezbędne, mają miły urok grzeszku obżarstwa?
Tak więc jeśli to jesień, to musi być szarlotka. Jeśli czerwiec, biszkopt z truskawkami. Jeśli późne lato, placek ze śliwkami. Jeśli Święta, to piernik, sernik i makowiec. I tak słodkości wybijają rytm roku:)